Historia

Handlowa Śląska

Ulica Śląska. Niby w centrum miasta, ale nie główna. Coś jednak w niej jest takiego, że nigdy nie zaliczono jej do ulic podrzędnych, niewiele znaczących, mało ważnych. Odgrywała od wczesnych powojennych lat znaczącą rolę.

Co zatem o tym decydowało? Myślę, że jej handlowy charakter. W znacznej jej części, na parterze niemalże wszystkich budynków, mieścił się sklep. Mieszkający w centrum miasta tu głównie robili zakupy. Wielu z nich do dnia dzisiejszego pamięta czym tu handlowano i kto prowadził sprzedaż. Krystyna Gwizdalska pisząc o Śląskiej wspomina pana Wachowskiego i jego cukiernię o której pisaliśmy w poprzednim numerze gazety. „Smak tych pyszności czuję do dziś” – wspomina. Idąc dalej pamięta sklep z pieczywem. „Jakże pachniało tam chrupiącą skórką pieczywa, a ile i jaki wybór. Potem hotel „Pod Złotą Rybką”, w miejsce którego później utworzono sklep z jakimś żelastwem. Dalej dochodziło się – wspomina pani Krystyna – do sklepu mięsnego (dziś jubilerski) i wówczas pełne haki. Asortyment może nie tak bogaty jak dziś, ale wędlina przyjemnie pachniała, a szynka była prawdziwą szynką. Szefował tam pan Juchacz. Z kolei usługi szewskie, które później zamieniono na pierwszy w Gubinie sklep z odzieżą damską pani Krzakowej. Dalej pan Dubowik, mógł zęby leczyć i wyrywać i zapewne wielu pamięta, jak ich wybawiał z bolesnych opresji. Kolejne miejsce z usługami zajmował Alfons Sieradzki, fryzjer kilku pokoleń. Przechodzimy przez ulicę Legnicką. Po drugiej stronie, w miejscu gdzie po wojnie była restauracja, funkcjonował sklep motoryzacyjny zwany przez gubinian „Polmozbytem”. Samochodów tam nie sprzedawano, ale motocykle i rowery to i owszem. W tym samym budynku urzędował fotograf, pan Lange, prowadził przez długie lata razem z żoną swój zakład – atelier Warszawianka. Co jeszcze wspomina pani Krystyna? Naprzeciwko szpitala mieszkał pan Banasiak, ale swój kiosk a la delikatesy prowadził kawałek dalej – zbiegu ulic Wyspiańskiego, Nowej i Chopina.

Zapewne tak jak ciastka pana Wachowskiego wielu pamięta sklep pani Broni, spożywczy świetnie zaopatrzony „w mydło i powidło”. Pani Bronia potrafiła zachęcić do kupna oferowanego towaru. Miała do tego wrodzony talent. Potem piekarnia piekarza Majchrzaka, z kolei knajpa z prawdziwego zdarzenia „Zagłoba” i sklep mięsny pana Rosińskiego. No i w końcu sklep, który od lat, a śmiem twierdzić – mówi pani Krystyna – od początku swojego istnienia, nie zmieniał branży, to sklep z materiałami i pasmanterią.

Czy to już wszystko? Zapewne nie. W pamięci piszącego pozostały jeszcze takie sklepy jak np. „Kubuś” pełniący niezawodnie swoją rolę od czasów trudnych do ustalenia. Dziś, po tylu latach, ustalić choćby rok w którym powstał ten sklep. Według bardzo nielicznego grona gubinian wcześniej był w tym miejscu punkt zajmujący się dystrybucją po mieście gazet. Jego kierownikiem był niejaki pan Bednarski. Udało się nawiązać kontakt z jego córką Lusią, która uważa, że sklep papierniczy powstał w 1962 lub 1963 roku po likwidacji punktu delegatury RSW „Prasa Ruch”. Czy od razu nazywał się „Kubuś’? Może ktoś z Państwa pomoże?

Onego czasu na Śląskiej był także sklep „Foto-Optyka” ze sprzętem fotograficznym i materiałami niezbędnymi do obróbki fotografii. Może były jeszcze jakieś inne, które pominęliśmy?

Sklepy zmieniały swoją branżę wraz z upływem czasu. Szczególnie po transformacji ustrojowej. I tak jest do dnia dzisiejszego, może za wyjątkiem ponadczasowego sklepu jakim jest „Kubuś”. Kolejne pokolenia wydoroślały, z dziewczynek stały się pannami i potem matkami. – Babcia chodziła do „Kubusia”, mama kupowała sobie zeszyty w „Kubusiu”, dziś i ja, uczennica szkoły podstawowej robię zakupy w „Kubusiu” – mówi Małgosia. Śmiem stwierdzić, że papierniczy „Kubuś” jest najstarszym sklepem w naszym mieście. Ma z pewnością ponad 60 lat. Handlowy klimat Śląskiej pozostał do dnia dzisiejszego. (sp)

Podobne artykuły

Sprawdź również
Zamknij
Przycisk powrotu do góry