Szachy na lodzie
Spełniłem swoje wielkie marzenie – mówi na wstępie Marcin Gwizdalski, który wraz z dwoma innymi mieszkańcami Gubina spróbował swoich sił i przeżył przygodę z jedną z najbardziej fascynujących dyscyplin olimpijskich.
W Polsce najpopularniejsze w zimie są skoki narciarskie, ale większość osób nigdy nie będzie miała możliwości ich uprawiać. Co innego w przypadku curlingu. Kontynuuje M. Gwizdalski: Oglądam w telewizji ważne zawody curlingowe. Chciałem spróbować swoich sił w tym sporcie, ale problemem był fakt, że w naszym kraju warunki do jego uprawiania są skromne. Mało jest obiektów przystosowanych do gry w curling, ale jeden z nich znajduje się w Świdnicy. Szczęśliwie mieszka tam wieloletni mieszkaniec Gubina, Wiesław Łabęcki, więc miałem ułatwione zadanie. Skontaktowałem się z nim, aby pomógł zarezerwować tor i załatwić nocleg. Pojechałem razem z Tymoteuszem Górskim i Wojciechem Roszakiem, aby po raz pierwszy w życiu zagrać w tę fantastyczną dyscyplinę. Wrażenia? Oglądając mecze curlingowe na szklanym ekranie wszystko wydaje się dużo łatwiejsze. Tymczasem przekonaliśmy się, jak kosztuje ona mnóstwo sił i wytrzymałości fizycznej. Same już poruszanie się po lodzie nie należy do łatwych. Do tego dochodzi szczotkowanie i pchanie czajników. Z drugiej strony, ważne jest dokładne analizowanie gry i przewidywanie ruchów rywali. Nie bez przyczyny, curling jest nazywany czasami szachami na lodzie. Zagraliśmy towarzyski mecz ze świdnickimi zawodnikami. Pomieszaliśmy się, aby stworzyć wyrównane składy. Mecz zakończył się wynikiem 2:2.
Nasz rozmówca podkreśla istotną rzecz – to gra dla prawdziwych dżentelmenów. Sędzia rzadko musi interweniować, ponieważ gracze sami dopilnowują, aby były przestrzegane zasady fair-play. – Było to dla nas niesamowite przeżycie. Gdyby w naszym regionie istniał tor do gry w curling, to z pewnością często byśmy się skusili na treningi – mówi na zakończenie.